22 sierpnia 2009

Love, Lazer, Dance, Sex


Po pierwsze wczoraj nie zostało nic wrzucone, bo chciałem żeby wpis o imprezie się utrzymał. Chyba się opłacało, bo ludzi była masa, alkohol lał się nie raz, nie dwa, impreza generalnie lepiej niż zajebista. Latałem jak idiota z aparatem, sorry za wszystkie błyski w twarz, znajdę fundusze (może być trudno, bo wszystko wczoraj przepiłem) to wywołam i wrzucę oczywiście.

Dobra to teraz jedziem z koksem. David Carretta to w sumie człowiek nie z tej epoki. Francuz nagrywający dla Gigolo Records, który wąsami i wyglądem nie powstydziłby się nawet przed obsadą starej wersji Starsky & Hutch. Wygląda jakby nagle przeniósł się w czasie, tak wiecie: "Wiesz no jeździłem w swoich odlotowych dzwonach na wrotkowym disco, aż tu nagle jestem w XXI wieku". Jeśli sądzicie, że jego muzyka przypomina tą słodką erę disco to możecie mieć trochę racji, ten wokal i syntezatorki sprawiają takie wrażenie, ale przede wszystkim David gra za to w takim stylu, że spadają mi buty, puszcza zwieracz, prasuje mi się mózg czy co tam jeszcze może mi się stać.

David Carretta - Vicious Game

PS. Tak, wiem, że to nie nowość, ale za bardzo ostatnio polubiłem Davida więc dzielę się nim z wami.

0 komentarze:

Prześlij komentarz